Pluszak zamiast zombie

Po negatywnej ocenie predyspozycji psa do zajęć terapeutycznych na ostatnim egzaminie psa terapeutycznego, właściciel doskonale wyszkolonego psa-zombie usiłował przekonać Komisję Egzaminacyjną, której byłem członkiem, że jego pies potrafi bawić się, ale musi dostać taką komendę (sic!). Gdy pies miał pokazać jak się bawi, to miał impet zwolnionej sprężyny, co boleśnie odczułem gdy uderzył mnie zębami chwytając kółko. Mimo tego właściciel nie zmienił swego przekonania, że ma bezpiecznego psa, którego może wprowadzać na zajęcia z dziećmi. Oby tylko nikt nie ucierpiał w wyniku jego przekonania…

Dlaczego niektórzy starają się zrobić „psa terapeutycznego” z psa którego wybierają według własnego widzi mi się, nie zwracając uwagi na rzeczywiste predyspozycje psa ? Dlaczego powołując się na bezpieczeństwo zajęć poddają psa totalnej kontroli, zakładają „kaftan bezpieczeństwa” instynktowi oraz popędom i zmuszają psa do działania wbrew jego pierwotnej użytkowości i temperamentowi ? Nie wiem. I nie rozumiem tego jak można mylić bezpieczeństwo z kaftanem bezpieczeństwa. Jednak na filmach pokazujących zajęcia z udziałem psa nazywane szumnie dogoterapią, canisterapią, a nawet kynoterapią (sic!) zbyt często widzimy „psie zombie” uczestniczące w zajęciach. Bezwolne automaty nauczone pozostawania w komendzie do czasu zwolnienia przez przewodnika. Obojętne na otoczenie i uczestników zajęć. Te lepiej wyszkolone posłusznie reagują na polecenia i gesty przewodnika, a czasem nawet na mikrosygnały. Te gorzej wyszkolone muszą być ciągnięte za obrożę, szelki czy ustawiane ręcznie aby zajęły potrzebną pozycję. Takie psy najczęściej są sprowadzane do bycia obiektem znoszącym cierpliwie kolejne pseudoćwiczenia. Obiektem zwykle jedynie karmionym, pojonym, czesanym czy obejmowanym przez uczestnika zajęć, podczas gdy przewodnik trzyma psa. Nazywa to asekuracją – ha, ha ! Tylko dlaczego tak mocno musi przytrzymywać łeb psa czy trzymać obrożę gdy pies jest dotykany ? Aby uniemożliwić psu jakikolwiek ruch ? Po co wówczas żywe stworzenie ? Przecież taki statyczny pies-zombie może być zastąpiony pluszową zabawką. Z nią nie trzeba siłować się przy zmianie pozycji. Pluszak nie ruszy się niespodziewanie. Nie zareaguje na dziwne zachowanie uczestnika. Nie zestresuje się. Dlatego jest bezpieczniejszy niż żywy pies. Mało tego. Pluszak nie potrzebuje jedzenia, picia, spaceru czy zabawy. Nie ma gorszych dni. Może więc hurtowo i non stop dostarczać „terapii” kolejnym grupom. Same zalety…

Tym bardziej nie rozumiem dlaczego, gdy nie mają psa terapeutycznego, zamiast wziąć na zajęcia bezpiecznego psa-pluszaka, niektórzy biorą psa-zombie, który jest tak bezpieczny jak odbezpieczony granat.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Komentarz, Polemika i oznaczony tagami , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz